Włochy to jeden z tych krajów, w których trzeba trochę pokombinować, żeby stać się “turystą dnia czwartego”. Warto się jednak postarać, bo mimo że Fontannę di Trevi i Canal Grande po prostu trzeba zobaczyć, to jednak najbardziej pociągająca, przynajmniej dla mnie, jest ta prowincjonalna Italia, która oferuje nie mniej atrakcji. Kiedyś pewien znajomy Włoch powiedział mi: C’è troppa roba in questo paese. W tłumaczeniu na polski znaczy to, że we Włoszech jest za dużo “rzeczy” (w domyśle do zwiedzania). Nawet w miejscach zupełnie nieturystycznych można zatrzymywać samochód co pół kilometra i zawsze znaleźć coś godnego uwagi. Na blogu zabiorę Was do moich ulubionych miejsc we Włoszech, pokażę dlaczego warto może zostawić na chwilę Canal Grande w spokoju i jak zostać “turystą dnia czwartego” w jednym z najbardziej turystycznych krajów świata.
Nasze pierwsze kroki na Półwyspie Apenińskim skierujemy do Ostia Antica, starożytnego miasta portowego położonego o rzut beretem od Rzymu. Ostia Antica jest największym na świecie miejscem wykopalisk archeologicznych obejmującym aż 150 hektarów (!), ale mimo to jest nadal stosunkowo słabo znana. A przecież kiedyś było to miasto słynne w całym Imperium. I to właśnie tu, a nie w zatłoczonym do granic możliwości Koloseum można naprawdę poczuć atmosferę Starożytnego Rzymu, zobaczyć jak było zorganizowane społeczeństwo i życie codzienne w czasach Imperium.
Ostię zwiedzałam w 2009 roku w czasie miesięcznego pobytu na workcampie w Rzymie. Właśnie policzyłam, ile zrobiłam wtedy zdjęć: 477 w sumie, z czego 173 w Rzymie, a 230 w czasie jednodniowego wypadu do Ostii. Wiem, że to zaskakująco niedużo (mówię o pierwszej liczbie), ale w samym Rzymie byłam już wcześniej, więc nie w każdym miejscu robiłam zdjęcia. Za to ta ostatnia liczba jest przez kontrast bardziej imponująca i pokazuje jak zawróciła mi w głowie ta niewielka mieścina pełna ruin.
Ostia Antica była jednym z najważniejszych portów w Imperium, więc różnorodność etniczna, która musiała być wówczas widoczna na ulicach miasta może przywodzić na myśl słynny bar z Gwiezdnych Wojen, w którym spotykały się wszystkie grupy etniczne galaktyki. Co ciekawe, spacerując ulicami Ostii w czasach Imperium łatwo byłoby zauważyć, że tej wielokulturowości towarzyszyła jednolitość wieku spotykanych osób – demograficznie Imperium przypominało dzisiejsze kraje trzeciego świata, w których jest niewielu starców i mnóstwo młodych ludzi. A problemy, z którymi zmagali się mieszkańcy bardzo przypominają te z wielu dzisiejszych wielkich metropolii: trudny do ogarnięcia ruch uliczny, piętrzące się śmieci, bród, przestępczość na ulicach, zwłaszcza nocą. Tak trzeba sobie wyobrażać życie na tych pustych dzisiaj ulicach i tak wyobrażałam je sobie ja podczas tego cichego i niezwykle upalnego dnia.
A oto skromna selekcja zdjęć ze spaceru po Ostii.





Ciekawie jest poobserwować ewolucję od mozaik czarno-białych do kolorowych. Mozaiki podłogowe, zwłaszcza z kolorowych kamieni, były symbolem statusu w Starożytnym Rzymie. Wystarczy rzut oka, żeby odróżnić mieszkania biedniejsze od tych luksusowych.



W Ostii widoczne było charakterystyczne dla tamtych czasów duże zagęszczenie sklepów i kramów pod gołym niebem. Ludzie mieszkali zazwyczaj nad swoimi sklepami, co było wygodne jeśli się chciało przypilnować biznesu. Najniższe piętra zajmowali zamożniejsi mieszkańcy, a na najwyższych piętrach mieszkali najbiedniejsi ludzie. Oni też byli najbardziej narażeni na codzienną niewygodę i niebezpieczeństwa (nie mieli szans ujść z życiem z pożarów, które dość często wybuchały).







To co najbardziej mi się spodobało w Ostii to możliwość spokojnego piknikowania wśród ruin tego niesamowitego miasta. W Rzymie w potoku turystów zalewającym nas ze wszystkich stron ciężko to sobie wyobrazić i dlatego trudniej też poczuć tam tę wyjątkową atmosferę sprzed 2000 lat, dlatego jeśli trafi Wam się okazja do odwiedzin w Wiecznym Mieście, nie rezygnujcie z małego wypadu do Ostii.


Na dziś kończymy już naszą podróż w czasie i przestrzeni. Wrócimy znowu wkrótce do Włoch, bo jak tu nie wracać do tak wyjątkowego kraju? Trudno mi opisać słowami, ile znaczy dla mnie moja ukochana Italia, jej kultura i język. Zawsze czekam na kolejny wyjazd do Włoch z tą samą niecierpliwością i radością, z którą małe dziecko czeka na Gwiazdkę. To coś więcej niż podróż, wakacje czy urlop. I nieważne czy jest to kolejny wypad do Rzymu, w którym tyle razy już byłam (może faktycznie wszystkie drogi tam prowadzą?) czy małe etruskie miasteczko, do którego nawet nie da się dojechać transportem publicznym, serce zawsze zaczyna bić żywiej kiedy zbliża się termin wylotu.
Coś pięknego…przypominają mi się Pompeje…a trochę też ruiny Empuries, w Katalonii.
PolubieniePolubienie
Widzę, Aniu, że też jesteś wielbicielką wszelakich ruin i skorup. 🙂
PolubieniePolubienie
Przepiekne mozaiki! Zdecydowanie zgadzam zie ze stwierdzeniem: ‚C’e’ troppa roba in questo paese’ 😀
PolubieniePolubienie
Rzymian trudno przebić. Ciekawe czy nasze podłogi będą po 2000 lat jeszcze istniały. Nie wspominając już o tym, że tak piękne na pewno nie są. 😀
PolubieniePolubienie
Aniu jestem zachwycona tekstem, przypomniałeś mi niektóre miejsca gdzie bylam.prosze o jeszcze. GK i
PolubieniePolubienie
Babciu, nawet nie wiesz jak przyjemnie jest mi mieć Cię wśród swoich czytelników. Na pewno będzie więcej i to już wkrótce. 🙂
PolubieniePolubienie