Właściwie to miał być pierwszy z tekstów cyklu o kuchniach wschodnio-azjatyckich, ale po powrocie z Wietnamu chciałam na świeżo opisać swoje wrażenia, również te smakowe, więc jako pierwszy pojawił się przewodnik po sajgońskiej gastronomii. Dwa słowa komentarza odnośnie samego tytułu. Kto powiedział, że podróżować możemy jedynie samolotem, pociągiem, statkiem, autobusem, samochodem czy rowerem? Pałeczki wcale nie ustępują miejsca tym środkom transportu i czasami wystarczy zaledwie parę minut, aby odbyć ekscytującą podróż w głąb kulinariów. Nie dostarczając naszemu zmysłowi smaku odpowiedniej ilości wrażeń podczas podróży nie można tak naprawdę zrozumieć kultury danego miejsca, dlatego postaram się o regularne publikacje w tej sekcji.
Często znajomi z Europy pytają mnie, czy tęsknię w Tajwanie za smakami, na których się wychowałam i za daniami, które przewijały się w moim jadłospisie jeszcze rok temu, a teraz są całkiem poza zasięgiem. Zazwyczaj odpowiadam wtedy, że poza najlepszymi na świecie pierogami mojej Mamy, niezrównaną kapustą z grochem i grzybami mojej Babci oraz wspaniałym kociołkiem Cioci Rysi niczego mi nie brakuje. 😉
Kuchnia w Tajwanie ze swoimi chińskimi, japońskimi i południowo-azjatyckimi wpływami oraz bogatym wyborem typowo tajwańskich dań jest niezwykle różnorodna i każdy znajdzie tu coś dla siebie. Zarówno sama kuchnia jak i kultura gastronomiczna w Tajwanie to temat niesamowicie obszerny i pasjonujący, więc na pewno nie wyczerpię go jednym tekstem na blogu. Dziś postaram się jedynie pokazać Wam kilka osobliwości z nią związanych oraz niektóre z najbardziej typowych dań. Szykujcie pałeczki, ruszamy w drogę. 🙂

W różnych krajach jada się o różnych porach, ale szczerze mówiąc mi najbardziej odpowiada tajwański harmonogram, według którego obiad przypada gdzieś między 11.30 a 13.30, a kolację można dostać od mniej więcej 17.30 do 19.30. Poza tymi godzinami wiele lokali jest zamkniętych, choć tak naprawdę w Tajwanie można zjeść dobry posiłek o każdej porze dnia, a nawet w środku nocy. Zazwyczaj płaci się od razu po złożeniu zamówienia, choć nie jest to regułą. To nawet dość wygodne, bo kiedy mamy ochotę już wyjść albo wyjątkowo się spieszymy, nie trzeba czekać na rachunek i resztę. Ciekawy jest również sam system składania zamówienia: trzeba zakreślić wybrane danie na blankiecie albo napisać jego nazwę na karteczce.
Większość osób stołuje się w ciągu dnia poza domem w barach, bufetach, stołówkach, garkuchniach oraz wszelkich innych dostępnych zakładach gastronomicznych lub wprost na ulicy łapiąc w pędzie parę gorących baozi lub chociaż naleśnika ze szczypiorkiem, który starczy w zupełności, żeby odpędzić głód na parę godzin. Od biedy można też udać się do jednego z popularnych sieciowych sklepików całodobowych i zjeść tam ciepły posiłek w formie fastfoodowej, np. zupkę, pieczonego batata albo jajko gotowane w herbacie.

Wieczorem natomiast świetną alternatywą dla siedzenia przy stoliku w lokalu jest spacer po targu nocnym, gdzie pysznego jedzenia jest tak dużo, że niekiedy zaczynam żałować, że układ pokarmowy człowieka wyposażony jest w zaledwie jeden żołądek. Po prawie roku w Tajwanie targi nocne są dla mnie nadal ekscytującym przeżyciem. Uwielbiam włóczyć się po nich, przyglądać ludziom, chłonąć zapachy i kolory, a przy okazji to skubnąć smażoną bułeczkę nadziewaną kapustą, to schrupać grillowaną kolbę kukurydzy w ostrym sosie albo nawet dogodzić sobie porcją stinky tofu, które pomimo niezbyt zachęcającego zapachu smakuje wprost wybornie. Jestem przekonana, że to czego najbardziej będzie mi brakowało po powrocie do Europy to właśnie targi nocne ze wszystkimi ich kolorami, aromatami i smakami przyprawiającymi o zawrót głowy.


Alternatywnie, w zimie kiedy wilgotny klimat nie rozpieszcza, możemy wybrać się na hot pot. Tajwańczycy lubują się w długich biesiadach przy hot pocie wraz z rodziną lub przyjaciółmi. Czasami mam nawet wrażenie, że w Tajwanie panuje wiara w niemal magiczne właściwości tego dania i przekonanie, że hot pot dobry jest na wszystko i absolutnie każdą przypadłość – od kataru po zimową chandrę, można nim wyleczyć.
Na blogu będę pokazywała przeważnie wegańskie dania, bo takie właśnie jadam na co dzień. Samo podejście do kuchni wegańskiej/wegetariańskiej w Tajwanie dość mocno różni od tego w rozpowszechnionego Europie, ale opowiem Wam o tym szczegółowo innym razem. Dziś dodam tylko, że Tajwan jest jednym z krajów o najwyższym procentowym udziale wegetarian na świecie, głównie ze względów religijnych: wielu Tajwańczyków wyznaje odmiany buddyzmu, które zalecają dietę wegetariańską. Dlatego też restauracje i bufety wegetariańskie można znaleźć tu na dosłownie każdym kroku.

Warto jeszcze wspomnieć o bogactwie owoców mniej lub bardziej egzotycznych dostępnych w Tajwanie. Wiele z nich widziałam tu po raz pierwszy w życiu i nie znam nawet polskich odpowiedników ich nazw. Są przepyszne, więc łatwo się od nich uzależnić. Co ciekawe, pomidorki koktajlowe również uchodzą tutaj za owoc i już się nawet przyzwyczaiłam do ich smaku w sałatkach owocowych lub w formie szaszłyka pod lizakową skorupką na targu nocnym. W sezonie szalejących tajfunów pustoszących plantacje ceny owoców mogą niestety podskoczyć mocno w górę i przyjdzie wtedy zapłacić nawet kilkakrotnie więcej za taką samą porcję owoców, jaką raczyliśmy się w zimie.

Na dziś zakończymy już nasz spacer śladem tajwańskich smaków i aromatów, ale nie odkładajcie jeszcze pałeczek, bo wkrótce zabiorę Wasze kubki smakowe w kolejną podróż – przekonamy się co ma Tajwan do zaoferowania roślinożercom. Dowiecie się również dlaczego buddyści nie jedzą potraw zawierających czosnek i parę innych warzyw korzeniowych o ostrym zapachu i smaku.
Ja kiedys dostalam od Chinczykow tort urodzinowy z pomidorkami koktajlowymi na wierzchu…
PolubieniePolubienie
W sałatce owocowej smakują pysznie, ale nie wiem czy na torcie z kremem/bitą śmietaną bym przełknęła…
PolubieniePolubienie
To było w Hongkongu. Zamówienie złożyliśmy na podobnej karteczce jak na zdjęciu. Kelner przyniósł najpierw 2 czajniki i miseczkę. W jednym czajniku była zielona herbata a w drugim wrzątek. Nie wiedziałam do czego ta miseczka. Rozejrzałam się po sąsiednich stolikach. Okazało się, że nad miseczką polewano wrzątkiem wcześniej przygotowane nakrycie tj. pałeczki, miseczki na jedzenie. Skąd taki zwyczaj? Częsty? Ja się raz z tym spotkałam.
PolubieniePolubienie
Ja też podobnie reagowałam za pierwszym razem. 😁 Tajwańczycy wytłumaczyli mi, że w tym polewaniu chodzi o dodatkowe umycie miseczki i pałeczek przed użyciem. Zauważyłam też, że często w herbaciarniach polewa się czajniczek i czarki przed nalaniem do nich herbaty, a to po to, żeby je najpierw ogrzać. ☺
PolubieniePolubienie