Tym krótkim tekstem rozpoczynam cykl poświęcony miastu, które od tygodnia jest moim nowym domem. Posty w tej kategorii będą zwięzłe niczym pocztówka od znajomego z wakacji. Moje obserwacje i anegdoty z życia codziennego w tej wielkiej metropolii będą przybliżać Wam kulturę i mieszkańców miasta, które nie jest tak turystyczne jak tajwańska stolica, ale przez to bardziej autentyczne i co tu dużo mówić – po prostu szalenie ciekawe.
Już od dawna chciałam opowiedzieć na blogu o hojności Tajwańczyków i wreszcie jest okazja. Nie wspominając o licznych sytuacjach, kiedy otrzymywałam zniżkę albo w ogóle nie płaciłam za dany „zakup”, zdarzyło mi się m.i.n. zostać bezpłatnie podwiezioną i nakarmioną (!!!) przez kierowcę autobusu po tym jak wsiadłam do jego pojazdu bez karty przejazdowej. Innym razem właściciel ulubionej tajpejskiej kawiarni obdarował mnie dwiema wielkimi paczkami przepysznej i dość kosztownej herbaty. Takie sytuacje mnożyły się w ciągu ostatniego roku, potwierdzając za każdym razem jak ujmująco życzliwi, uprzejmi i otwarci są Tajwańczycy.
W ostatnią sobotę przyjechaliśmy do Taichungu z całym naszym tajwańskim dobytkiem poupychanym do bezlitośnie ciężkich toreb i plecaków. Lało jak z cebra. Na szczęście taksówka szybko dowiozła nas pod wskazany adres, gdzie trafiliśmy akurat na naszych nowych sąsiadów, Państwa Lin, którzy podekscytowani naszą przeprowadzką do zajmowanego również przez nich budynku, okazali nam swoją sympatię słojem suszonych śliwek w miodzie. Pomyślałam od razu, że jesteśmy w Taichungu najwyżej od pół godziny, a ludzie już zaczynają wprawiać nas w zakłopotanie swoją życzliwością. Poczułam się od razu bardzo pozytywnie nastawiona do tego, co czeka nas w nowym mieście. 🙂
Dziekuje Aniu,jestem pod wrazeniem.Tak trzymac!!!
PolubieniePolubienie
Cieszę się, że się podoba. 🙂
PolubieniePolubienie
Obyscie jak najwiecej takich ludzi spotyklai na swojej drodze 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba