Vinh Long, czyli krótko o tym, co w podróży najważniejsze

Po kolejnej niezapomnianej przejażdżce przez urzekająco monotonną kolorystycznie deltę Mekongu dotarliśmy wreszcie do Vinh Longu. Moje pierwsze wrażenie to oszołomienie rozległością Mekongu. Momentami, zwłaszcza kiedy prawie nie widać drugiego brzegu, trudno jest uwierzyć, że to rzeka a nie morze.

Mekong, Vinh Long

Nasz dach nad głową znajdował się na wyspie, więc trzeba było przeprawić się promem, z którego korzystają głównie motocykliści, choć na pokładzie zjawiają się również pojedynczy piesi.

Prom na Mekongu, Vinh Long

Przed podróżą wyczytałam, że w delcie Mekongu trzeba obowiązkowo skorzystać z zakwaterowania u rodziny, które jest jedną z głównych atrakcji pobytu. Wybraliśmy dobrze się zapowiadający Nam Thanh Homestay, ale po przybyciu na miejsce okazało się, że z noclegiem u rodziny, przynajmniej w naszym wyobrażeniu, miejsce to mało ma wspólnego. Mieliśmy wrażenie, że właściciel po prostu stara się wyciągnąć od nas tyle dongów i dolarów ile tylko się da. Na początek zaproponował nam trzygodzinny rejs po Mekongu z wizytą na pływającym targu w cenie ponad 30 usd za osobę (w Cần Thơ zapłaciliśmy po 100.000 vnd, czyli ok. 16 pln za również trzygodzinny rejs o podobnym programie). Trochę nas to zraziło, więc do innych zaproponowanych nam atrakcji podeszliśmy już z dużą podejrzliwością. Mieliśmy też wątpliwości czy zdecydować się na kolację u naszej rodziny, zwłaszcza że ceny, które nam pokazano w menu wydawały się mocno zawyżone jak na Wietnam, a i atmosfera trochę jakby siadła. Poczuliśmy się trybikami w przerażającej machinie masowej turystyki, która w delcie Mekongu ma się dobrze i pracuje bez zrzutu.

ogłoszenie
W naszym pokoju znaleźliśmy takie oto ogłoszenie na ścianie.

Szukając ratunku postanowiliśmy przespacerować się po mieście, a przy okazji zjeść kolację w jakimś ciekawym lokalu. Udało nam się nawet znaleźć wegetariańską restaurację, ale niestety po raz kolejny spotkanie z bezmięsną kuchnią w Wietnamie rozczarowało. Nie tylko wegetariańskie mięso, ale nawet warzywa smakowały okropnie, a na temat tego żółtego wyrobu z zielonkawą obwódką (obok wege-kotleta), nawet nie będę się wypowiadać.

W restauracji wegetariańskiej, Vinh Long

Chyba zdążyliście się już zorientować, że ta miejscowość podobała mi się najmniej ze wszystkich miejsc, które odwiedziliśmy w delcie Mekongu, prawda? Czas odczarować Vinh Long. Czarodziejem, który pomógł nam tego dokonać był spotkany przypadkowo na targu Henry, mieszkaniec miasta, który na co dzień pilnie studiuje w Chinach, ale teraz akurat spędzał wakacje w rodzinnym mieście (jak sam zapewniał nudząc się jak mops). 🙂 Nasze spotkanie zawdzięczamy niezwykłym krówkom kokosowym, które wytwarza się w delcie Mekongu. Zamierzaliśmy wrócić do Tajwanu z solidnym zapasem coconut candy, ale niestety niemożliwością było znaleźć je w wersji bez duriana, którego szczerze nie znosimy. Po jakimś czasie uważnego przeczesywania targowych stoisk trafiliśmy na Henry’ego, który zaprowadził nas do supermarketu, gdzie wykupiliśmy prawie cały zapas coconut candy bez duriana, który znajdował się na półkach. Aż dziw, że na lotnisku w Taoyuanie nikt nie pomyślał, że zamierzamy otworzyć sklep z wietnamskimi słodyczami i wpuszczono nas z powrotem do kraju. 🙂 Henry okazał się cudowną osobą, poświęcił sporo czasu na oprowadzenie nas po mieście i ciekawych knajpkach. Zobaczyliśmy dzięki niemu sporo interesujących, przykuwających oko i obiektyw miejsc, których sami pewnie wcale byśmy nie znaleźli.

Nad brzegiem Mekongu w Vinh Long

Świątynia, Vinh Long

Zupa

Deser z bananem
Deser z bananem smażonym w cieście i mlekiem kokosowym. Mmmm…

To co najcenniejsze w podróży to poznawanie nowych ludzi. Uwielbiam próbować lokalnej kuchni, przepadam za ciekawą architekturą, bardzo chętnie chodzę do muzeów, ale tak naprawdę to ludzie sprawiają, że podróż staje się niezapomnianym, jedynym w swoim rodzaju przeżyciem. Każde inne wrażenie można odtworzyć sobie w domu, przynajmniej częściowo. Można wybrać się do restauracji w swoim mieście serwującej potrawy z danego kraju albo ugotować orientalną kolację samemu. Zabytki można obejrzeć w albumie albo w internecie, często nawet dokładniej się z nimi zapoznamy w ten sposób niż na miejscu w tłumie ludzi. Tylko ludzie są niepowtarzalni i dla nich warto spakować plecak i ruszyć się z miejsca. 🙂

Z Henry'm w Vinh Long

2 myśli w temacie “Vinh Long, czyli krótko o tym, co w podróży najważniejsze

Add yours

  1. Zgadzam sie w 100%. Pamietasz jak bylo w Siem Reap? Przepiekna architektura; jedna z bardziej ciekawych jaka widzialam, ale ludzie, ktorych tam spotkalysmy, ktorzy widzieli nas jako, chodzace ATMy, bardzo zrazili nas do tego miejsca. Wyjechalysmy dzien wczesniej, niz poczatkowo planowalysmy.

    Polubienie

Dodaj komentarz

Website Powered by WordPress.com.

Up ↑